czwartek, 17 września 2015

Piętnastka

O 5 obudził mnie nastawiony wczoraj budzik. Musiałam wyjechać tak wcześnie, bo do Gdańska mamy 8 godzin jazdy. Nie wiem czy dobrze robię, ale żyć z czegoś muszę, a to jedyny sposób, abym utrzymała tę prace, bez żadnych nieporozumień i spięć. Wstałam z łóżka wyłączając wciąż dochodzące do moich uszu dźwięki, podeszłam do szafy i wyjęłam ubrania, z którymi skierowałam się do łazienki. Po szybkim prysznicu, który rozbudził mnie do życia skierowałam się do kuchni w celu zrobienia śniadania. Następnie obudziłam Wojtusia i gdy chłopiec już jadł ja zajęłam się dziewczynkami. Weszłam do pokoju moich księżniczek i chyba po raz pierwszy w życiu nie spały i leżały spokojnie obdarzając mnie swoimi uśmiechami. Nakarmiłam Nataszę, następnie Lilianę i ubrałam obydwie damy. Włożyłam Je do wózka i pomogłam Wojtusiowi ubrać się . Gdy byliśmy już gotowi wzięłam wczoraj spakowane torby dzieciaków i włożyłam do auta, następnie bliźniczki umieściłam w fotelikach na tylnym siedzeniu, a wózek schowałam do bagażnika. Synka posadziłam na foteliku na przednim siedzeniu, a między dziewczynki umieściłam jeszcze jedną torbę, tym razem z przygotowanym jedzeniem dla całej trójki. Wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy i ruszyłam. Na szczęście dziewczynki nie płakały, więc spokojnie jechałam zagadując Je. Puściłam ulubione piosenki Wojtka i chłopczyk sobie podśpiewywał. Po dwóch godzinach jazdy chłopczyk spał, a ja zjechałam na stację benzynową. Zatankowałam, po czym odjechałam na bok, na parking, włożyłam dziewczynki do wózka, a chłopca wzięłam na ręce, bo nie zostawię Go samego w aucie. Zapłaciłam za benzynę i skierowałam się do łazienki, gdzie Wojtka położyłam na stojącym tam przewijaku i nakarmiłam bliźniaczki. Po ok 30 minutach kontynuowaliśmy wciąż jazdę, a dzieciaki spały w najlepsze. Ok 14 byliśmy już na miejscu. Podjechałam pod halę, bo nie wiedziałam do końca, gdzie mieszka Mateusz. Wyjęłam wózek, do którego włożyłam Nataszę i Lilkę, a Wojtusia wzięłam za rączkę i skierowaliśmy się w stronę wejścia. Gdy wchodziłam w drzwiach minęłam się z Mateuszem wychodzącym właśnie z hali.

-Co Ty tu robisz? <krzyknął na mnie zdziwiony>
-Przyjechałam prosić się, abyś zajął się przez 3 dni dziećmi
-Nie wrobisz mnie w to
-Mateusz, muszę wyjechać, bo inaczej stracę pracę <oznajmiłam zdenerwowana, a On nawet nie spojrzał na dzieci>
-Cesc <uśmiechnął się Wojtek do chłopaka i objął Go za nogę, na co Ten przeszedł obok tego obojętnie>
-Przynajmniej z dziećmi byś się przywitał...tatusiu <powiedziałam z  kpiną w głosie i jednocześnie z bólem w sercu>
Mateusz nachylił się nad wózkiem i z poker-face'm znów się wyprostował. Spojrzałam na Niego złowrogo i wtedy kucnął przy Wojtku podając Mu rękę, lecz mały przytulił się do Niego. Siatkarz niepewnie objął Go i pogładził po pleckach.
-Prawa rodzicielskie posiadasz Ty 
-Ale dzieci sobie sama nie zrobiłam < z trudem powstrzymywałam się od fali płaczu>

Spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem i odpychając delikatnie od siebie Wojtka wstał, zmierzył mnie z góry na dół i odszedł. Skierował się do jakiegoś auta w którym siedziała ta sama dziewczyna, która była z Nim w sądzie. Bezsilna usiadłam na  ławce przy Ergo Arenie, postawiłam wózek obok siebie, a Wojtuś biegał po trawie za motylkami. Z moich oczu poleciały słone krople rozpaczy, na co schowałam twarz w dłonie. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

-Przepraszam coś się stało? Mogę w czymś pomóc? <spytał wysoki brunet z delikatnym zarostem> Jagna? <zdziwił się, gdy uniosłam ku Niemu głowę>
Znamy się z kilku imprez, na których byłam jeszcze jako dziewczyna Miki oraz z meczów również z tamtego okresu.
-Cześć <wybełkotałam ocierając łzy>
-Co jest? <zapytał delikatnie się uśmiechając>
-Już wszystko w porządku <chciałam Go zbyć>
-Przecież widzę. Chodzi o Mikiego? <zapytał, na co spuściłam wzrok na chodnik kiwając twierdząco głową>
-Ejj no <powiedział troskliwie przytulając mnie> 
-Pracuję w klubie w Krośnie jako psycholog. Mamy wyjazdowy mecz i potrzebuję aby ktoś się zajął dzieciakami przez maksymalnie 3 dni. Ignaczakowie mają chore dzieciaki, Dawid i Ulka są zajęci pracą, a Mateusz nie odbierał, więc postanowiłam przyjechać, a On mnie potraktował jak ostatnią szmatę. Nie dość że stwierdził, że to ja mam prawną opiekę nad dziećmi i Jemu nic do tego, to jeszcze nawet nie chciał się z Nimi przywitać czy spytać co u Nich słychać.
-Chodź <wstał z ławki i drygnął głową abym uczyniła to samo>
-Dokąd?
-Zobaczysz <uśmiechnął się tajemniczo>

PERSPEKTYWA BARTKA:
Gdy słuchałem dziewczyny byłem cholernie zły na kumpla z zespołu. Wiem jedno, na Jego miejscu zaopiekowałbym się maluchami. Wstałem z ławki i zawołałem za sobą dziewczynę. Jagna wzięła wózek, a ja posadziłem sobie na barana Wojtka. 
-Bartek dokąd idziemy? 
-Mieszkam tu niedaleko
-Nie, nie będziemy robić kłopotu. Muszę wracać do domu i załatwić jakąś opiekunkę dla Nich <oznajmiła zawiedzionym, a nawet zrozpaczonym tonem>
-To będzie zbędne <oznajmiłem, a Ona spojrzała na mnie nic z ego nie rozumiejąc>
-Co Ty kombinujesz? 
-Posłuchaj. Cztery lata temu podczas porodu zmarła moja żona. Zostałem sam z Nikodemem i zaparłem się, ze choćby co to Go wychowam. Jest ciężko, ale jak się patrzy na takiego słodziaka jak On, to motywacja przychodzi. W tamtym czasie gdyby nie On, to darowałbym sobie zapewne siatkówkę i nie wychodziłbym z łóżka. 
-Przykro mi, nie wiedziałam. Ale po śmierci ojca Wojtka miałam to samo 
-Spoko, teraz wiem, że Agnieszka chciałaby abyśmy byli szczęśliwi i z pewnością nam pomaga <uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w górę, co wywołało u mnie dreszcz...widać jak mocno ja kocha, ale robi to samo co ja> Mam pomysł. Jedź na ten wyjazd, a dzieciaki zostaw u mnie <zaproponowałem>
-Nie, Bratek! nie mogę
-Co Ci szkodzi? Posłuchaj, Nikusiem zajmuje się p.Renia- starsza sąsiadka, była przedszkolanka. Zapewne na te trzy dni nie będzie robiła problemu. 
-Porozmawiam jeszcze na spokojnie z Mateuszem, tylko musisz podać mi adres <oznajmiła>

Bartek zaskoczył mnie swoim pomysłem. Nie wiedziałam czy się zgodzić czy nie. Niby znam chłopaka, ale nie na tyle dobrze, aby oddać Mu swoje dzieci. Poszliśmy do mojego auta i pojechaliśmy do domu środkowego. Tam przywitała nas p.Renia. Chłopak od razu spytał Ją o możliwość opieki nad dziećmi.
-Pewnie kochani, nie ma problemu. Opieka nad takimi szkrabami kochanymi to czysta przyjemność <oznajmiła radośnie uśmiechając się i biorąc na ręce Nataszę> 
Dzieci zostały pod opieką niani, a Gawryszewski i ja udaliśmy się do mojego byłego męża. 
___________________________________________________________
Kolejny leci w Wasze łapki ^^
Jak sadzicie, czy Jagna zostawi dzieci pod opieką Gawryszewskiego? Czy może Mateusza będą gnębić wyrzuty sumienia i przejmie swoje pociechy od kumpla z drużyny...
Dziękuję za Wasze komentarze i wyświetlenia ;3 oraz zachęcam do pozostawienia swojej opinii również i pod tym rozdziałem ;D
P.S.
Zapraszam do siebie na 48:
http://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/2015/09/rozdzia-48-nikomu-nie-pozwole-wmieszac.html

Pozdrawiam ;**
~SKRzAcik 

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że Mika weźmie swoje dzieci do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boszzz zajebisty !!!! Ale ten Mateusz 😑 ogólnie rozdział super !!! I czekam na kolejny 😘

    OdpowiedzUsuń