Dawid spędził u nas jeszcze kilka dni i musiał wracać do Rzeszowa. Rano podwiózł mnie do pracy i odwiózł Wojtka do przedszkola. Skierowałam się z wózkiem do mojego pokoju, gdzie wyjęłam dziewczynki z Ich pojazdu i położyłam w dziecięcym kojcu, który dostałam od jednego z zawodników po Jego dziecku. Wypełniłam papierkową robotę. Siatkarze mieli trening, na który wybrałam się z dziewczynkami. Usiadłam na trybunach kołysząc wciąż śpiące w wózku bliźniaczki. Nagle zawołał mnie trener, podeszłam do Niego na boisko zerkając co chwilę w kierunku wózka.
-Mam prośbę, porozmawiałabyś z jednym z naszych siatkarzy?
-Od tego jestem <uśmiechnęłam się>
-A mogłabyś teraz?
-Tak
-To zaraz Go do Ciebie podeślę
-W porządku, będę u siebie <posłałam Mu wyrozumiały uśmiech>
Skierowałam się po wózek a następnie do swojego pokoju. Dziewczynki ułożyłam w kojcu, na szczęście wciąż spały, więc mogę spokojnie pracować. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, a po moim "proszę" wyłoniła się sylwetka Krystiana Lisowskiego. Dłonią wskazałam na fotel, na co mężczyzna usiadł i był wyraźnie zmieszany. Zaczęłam więc rozmowę od wypytania Go o podstawowe informacje zaczynając od upewnienia się na jakiej pozycji gra, tak aby nabrał do mnie zaufania i żebyśmy się lepiej poznali. Opowiedziałam Mu o tym, że dopiero od niedawna mieszkam w Krośnie, że mam trójkę dzieci. Pociągnął mnie trochę za język i poznał prawdę o śmierci Maurycego oraz rozstaniu z Mateuszem. Oczywiście pominęłam szczegóły zachowując tym samym trochę prywatności, jedynie wspomniałam o tym, co się stało z ojcami moich dzieci. Następnie przeszliśmy do Jego osoby i problemów, które rzutowały na Jego zachowanie i o których rozwiązanie poprosił mnie trener. Okazało się, że chłopak problemy z powrotem do normalności, czyli pogody ducha i otwartości...wciąż siedzi w Nim jeszcze wypadek sprzed roku, w którym cudem uniknął śmierci wraz z kilkoma znajomymi, lecz nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Aby pomóc Mu pogodzić się z utratą bliskich osób przytoczyłam swój przykład z Maurycym. Wiem, że przed Nim jeszcze długa droga, ale zaczyna się otwierać. Jego zaufanie już zyskałam, więc mam nadzieję, że z czasem będę w stanie pomóc Mu wyjść na prostą. Gdy chłopak wyszedł rozsiadłam się wygodnie na krześle garbiąc się do pozycji prawie w pół leżącej, a nogi zapierając na drzwiczkach jednej z szafek w biurku. Nadeszły mnie znowuż przemyślenia...tak naprawdę, to dzięki Ignaczakom się nie załamałam, a z resztą później zamiast rozczulać się nad sobą musiałam zająć się synem. Nie zapomniałam o Maurycym, ale wiem, że nikt mi Go nie zastąpi. Tęsknię za Nim...tak wiem, pomagam innym w Ich problemach jako psycholog, a sama mam problemy w podobnych sprawach. W sumie to pomagam i Im, a Oni mnie....Z natłoku myśli wyrwał mnie płacz Natki. Podeszłam do Niej i wyjęłam z kojca, po czym Ją przewinęłam. Gdy kołysałam na rękach dziewczynkę ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że to trener, zaprosiłam do środka i kazałam usiąść.
-Ale Ona słodziutka <uśmiechnął się do małej zaczepiając Ją palcem>
-Dziękuję, cały tatuś <oznajmiłam zmieszana, blado się uśmiechając> co Pana do mnie sprowadza? Od razu mówię, że rozmawiałam z Krystianem i zrobię wszystko, aby chłopak wrócił w pełni do formy psychicznej
-Nie wątpię w to. Właśnie ze względu na Niego, choć nie tyko, chciałbym, abyś pojechała z Nami na kolejny mecz <oznajmił> Dasz radę? <spytał spoglądając na dziewczynki>
-postaram się załatwić Im opiekę. <wiedziałam, że jeśli chcę utrzymać tę pracę, to muszę się zgodzić>
Gdy wybiła godzina 15 wyszłam z budynku kierując się po Wojtka. W drodze powrotnej chłopiec nalegał na wizytę na placu zabaw, więc Mu uległam. Gdy mały się bawił zadzwoniłam do Iwony cały czas mając Go na widoku.
-Hej co u Was słychać? <spytała na powitanie>
-Hej. Właśnie miałam pytać o to samo <zaśmiałam się> A właśnie siedzę z dzieciakami na placu zabaw i dzwonię z pewną sprawą.
-Zamieniam się w słuch
-Jesteście zajęci z Krzyśkiem w piątek? Bo potrzebuję wyjechać z klubem na mecz...czyli tak 2 ewentualnie 3 dni by mnie nie było.
-Kochanie, wiesz że zawsze chętnie Ci pomożemy, ale nasze dzieciaki mają ospę, więc sama rozumiesz
-Aha no oczywiście, to kurujcie się tam. Pozdrów resztę rodzinki, pa <posłałam Jej lotnego całusa>
-Pa, trzymaj się.
Po tym telefonie wykonałam jeszcze dwa...do Ulki i do Dawida. Niestety dziewczyna ma ful pracy w kancelarii i siedzi do wieczora, a chłopak ma obowiązki w klubie i również wyjazdowy mecz. Bliźniaczki znów spały, więc podstawiłam wózek obok huśtawek i bujałam synka. Wróciliśmy do domu, gdzie podgrzałam wczorajszą pomidorową, którą ze smakiem zjedliśmy z Wojtusiem. Dałam Mu kolorowankę i rysował sobie przy stole w kuchni, gdzie nakarmiłam małe, które położyłam następnie na rozścielonym kocyku w kuchni i zajęłam się przyrządzaniem risotto z kurczakiem. Zjedliśmy danie i spędziliśmy czas wspólnie się bawiąc z bliźniczkami. Wojtek jest bardzo opiekuńczy jak na swój wiek i bardzo ostrożnie podchodzi do sióstr. Dziś pomógł mi Je nawet wykąpać. Wieczorem gdy cała trójka już spała postanowiłam wykonać jeszcze jeden telefon.
W końcu Mateusz jest ojcem dziewczynek, więc też powinien się Nimi zająć, wiem że prawa rodzicielskie posiadam ja, ale w tej sytuacji nie miałam wyjścia. Usiadłam po turecku na swoim łóżku i wybrałam numer Mateusza i z wielką niepewnością przeciągnęłam na ekranie telefonu zieloną słuchawkę. Jeden sygnał...drugi...trzeci...brak odpowiedzi. Spróbowałam jeszcze raz i drugi i dałam sobie spokój. Postanowiłam zadzwonić do trenera.
-Witam, co tam Jagno? <zapytał miłym tonem mężczyzna>
-Trenerze, czy ja mogłabym dostać jutro wolne?
-Coś z dziećmi?
-Nie bezpośrednio, ale tak, chodzi o Nie
-Oczywiście. A jak tam udało Ci się znaleźć kogoś, kto się Nimi zajmie? Bo wiesz za 2 dni wyjeżdżamy
-Właśnie jadę jutro to załatwić <odpowiedziałam>
-Tak wiec trzymam kciuki, pa
-Dziękuję, do widzenia
Umyłam się, po czym sprawdziłam czy moje aniołki dalej śpią. Spakowałam dziewczynki i na wszelki wypadek Wojtka, ale sądzę, że Mateusz się Nim nie zajmie, chyba ze z wielką łaską. Mam nadzieje, że chociaż córki przygarnie na te kilka dni. Gdy wszystko miałam przygotowane, poprawiłam kołderkę na Wojtusiu, bo zrzucił ją na ziemię oraz przewinęłam jeszcze Lilkę i karmiąc Ją uśpiłam, po czym sama się położyłam i zasnęłam wycieńczona.
____________________________________________________________
Witam kochani ;3
Tak oto wygląda praca Jagny, ale i z Niej dziewczyna czerpie motywacje do życia. Pomaga innym, ale i takie rozmowy pomagają Jej samej.
Jak sądzicie, czy Jagna poradzi sobie w tej sytuacji? Kto zajmie się dziećmi...czy Mateusza ruszą wyrzuty sumienia?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Pozdrawiam ;*
~SKRzAcik <3
Mam nadzieję, że jeszcze wrócą do siebie i Mateusz zajmie się nie tylko córkami ale również Wojtkiem. Jagna sobie poradzi, ale potrzebuje pomocy.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział mam nadzieję ze wszystko się ułoży :) czekam na kolejny rozdział !!
OdpowiedzUsuńale się porobiło
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny
OdpowiedzUsuńpojawi się za chwilę ;)
Usuń